can't
deny that I want you
Oczywiście nie obyłoby się, gdyby Cher nie opuściła
mieszkania Stylesa z trzaskiem drzwiami. Czasem zastanawiała się jak to w ogóle
możliwe, że kiedyś odnajdywali wspólny język, a teraz prawie każda rozmowa
kończyła się kłótnią. Nie chciała tego. Nie chciała, żeby myślał o niej w
sposób, w jaki ona sama o sobie myślała. Nie chciała, żeby w końcu ją
znienawidził, choć uważała, że byłoby to znaczne ułatwienie dla obojga.
Westchnęła, oglądając kolejną
szmatkę na wystawie. Była znudzona, a
paparazzi i fani nie dawali jej spokoju. Wieści roznosiły się szybciej niż jej
się wydawało. Miliony przypuszczeń, tyle samo sugestii i żadnej rzetelnej
informacji. Ciężko było jej to wszystko tłumaczyć przed Craigiem, ale ufał jej
na tyle, że wierzył w te kłamstwa które mu wciskała o ‘przyjaźni’ jej i
Harry’ego. W końcu dlaczego miałaby kłamać?
Właśnie. Dlaczego?
Może dlatego, że doszło do czegoś,
co powoli wymykało jej się spod kontroli. Była w stu procentach pewna, że to
pociągnie za sobą wiele konsekwencji, ale cholera. Chciała tego. Chciała być
obok Harry’ego bardziej niż ktokolwiek mógłby zdawać sobie z tego sprawę.
Sposób w jaki mówił, poruszał się, czy nawet oddychał sprawiał, że Cher
zapominała o tym, że czekał na nią narzeczony, któremu zapewniała miłość wiele
razy. Głupie, puste słowa.
Pokręciła głową i odwiesiła wieszak
na swoje miejsce. W głowie pojawiało się miliony myśli, których nie potrafiła
kontrolować. Chciała się ich pozbyć za wszelką cenę, ale one utkwiły. Nie
potrafiła przestać. A może nie chciała?
Zaczynała wariować.
Powrót do mieszkania okraszony był
kilkoma nieprzyjemnymi wydarzeniami. Paparazzi obsiedli ją z każdej strony,
zadając pytania i oślepiając błyskami fleszy. W tym samym czasie telefon się
urywał. Zacisnęła zęby i po dwudziestu minutach istnej męki dotarła z Soho do
dzielnicy, którą zamieszkiwała. Wpadła do mieszkania i rozrzuciła torby, nie
mając najmniejszej ochoty ich porządkować. Mogły sobie tak leżeć, w końcu nie
miała zamiaru goszczenia kogokolwiek. I w tym momencie ponownie rozległ się dźwięk
telefonu.
Starała się go ignorować. Z całej
swojej wolnej woli. Harry był niczym powracający e-mail, którego cały czas
usuwała z głowy. To, co się działo pomiędzy dwójką mogłoby być idealnym scenariuszem
dla serialu klasy B. Krążyli dookoła siebie, jednak żadne nie chciało wykonać
kolejnego kroku. W obu przypadkach strach przejmował władzę nad zmysłami. Jednak
jak wiele rodzajów miłości jest, tak tyle, a nawet więcej jest rodzajów
strachu. Harry bał się, że dziewczyna go odtrąci. Że znowu będzie zmuszony
cierpieć w samotności. A Cher bała się… Bała utraty tego wszystkiego, na co
ciężko pracowała przez ostatnie lata. Widziała, jak Perrie radziła sobie z
byciem z Zaynem. Były lepsze i gorsze chwile. Ona bała się tych gorszych.
Przed nią stało kilkanaście
nierozpakowanych toreb. Nie miała siły na nie patrzeć, a co dopiero ich
rozpakowywać. Jedynie z jednej torby, znajdującej się tuż przy jej stopie,
chwyciła czerwoną flanelę i narzuciła na plecy. Musiała podzielić się swoimi
przemyśleniami z kimś, kto by jej wysłuchał; spróbował w pokręcony sposób
zrozumieć. A na świecie znajdowała się tylko jedna taka osoba, z którą bez obaw
mogła podzielić się obawami, a która nie będzie jej oceniać, a spróbuje
zrozumieć. Jedyny przyjaciel.
Z brązowej torebki wygrzebała
portfel i nowiutki telefon, który nie posiadał nawet jednej ryski. Cher dbała o
niego jak o największy skarb. Obudowa w kwiatki nadawała mu swoistego wyrazu.
Machinalnie napisała krótkiego smsa i nie spoglądając na ekran wysłała do
pierwszej osoby znajdującej się pod literą ‘H’. Jednak zapomniała o jednym,
drobnym szczególe.
Że Horan na pewno nie był na niej
pierwszy.
xxx
Pojawiła się na miejscu przed
umówioną godziną, co było dla niej samej wielkim zaskoczeniem. Usadowiła się w
kącie, gdzie miała widok na wszystko i wszystkich, a sama nie była obserwowana.
Przed nią stał kufel wypełniony bursztynowym płynem. Miała ochotę go opróżnić,
ale wolała z tym poczekać na chłopaka. Znowu będzie narzekał, że upija się bez
niego.
Po raz setny tego dnia usłyszała
dzwonek telefonu. Przestając zwracać uwagę na to, co działo się w barze
sięgnęła po urządzenie, by po raz kolejny odrzucić połączenie głosowe od
Harry’ego. Nie poddawał się tak łatwo. I to równocześnie była najbardziej
irytująca ale i najbardziej kochana cecha chłopaka.
Kolejne rzeczy działy się zbyt
szybko, by jej umysł mógł to ogarnąć. Nie zobaczyła przed sobą Horana, a
ostatnią osobę, którą spodziewała się ujrzeć.
- Harry?! – jęknęła przerażona,
kiedy ten posłał jej jeden ze swoich cwaniackich uśmieszków. – Co ty tutaj
robisz?!
- Napisałaś do mnie…
- Napisałam do… Cholera jasna –
mruknęła, uderzając się z otwartej dłoni w czoło. To było oczywiste, że Styles
był na tej liście przed Niallem. Dlaczego nie pomyślała o tym wcześniej.
- Więc o czym chciałaś tak pilnie
porozmawiać z Niallem? – syknął, pochylając się w jej stronę. Jego zielone oczy
ściemniały, a spojrzenie sprawiało, że po plecach Cher przebiegł pojedynczy
dreszcz.
- Przestań – szepnęła.
Czasem Harry potrafił być naprawdę
przerażający. Jego spojrzenie przeszywało na skroś, nie pozostawiając w tobie
nic do ukrycia. A w następnej chwili potrafił być troskliwym chłopakiem,
którego spojrzenie ukazywało troskę. Tym razem było inaczej. Spojrzenie, którym
ją obdarowywał nie traciło na intensywności, a wręcz przeciwnie. Próbowała
uciec, wszystko było lepsze od tego poczucia winy, które na stałe się w niej
zagnieździło.
- Spójrz na mnie, Lloyd.
- Harry, to jest nielogiczne. To w
ogóle nigdy nie powinno mieć miejsca i cholernie dobrze o tym wiesz – rzuciła w
odpowiedzi, zmuszając się do odwrócenia się w jego stronę.
- Cher, ale to się wydarzyło. Nie
cofniesz czasu. Teraz masz zamiar mnie ignorować jak przez ten cholerny rok?
Nigdy nie zrozumiałem twojej decyzji, ale ją uszanowałem i dałem sobie spokój…
Szatynka westchnęła. To nie była
prawda. Harry nigdy nie dał sobie spokoju. Okłamywał ją i samego siebie. To, co
pomiędzy nimi było wciąż trwało, pomimo iż żadne z nich tego nie chciało i
próbowało od siebie odrzucić.
- Harry, spróbuj mnie zrozumieć.
Chociaż ten jeden, pieprzony raz. Nie zrobiłam tego, żeby w jakikolwiek cię
zranić. Nie zrobiłam tego, bo jestem jakąś pieprzoną masochistką i doskonale o
tym wiesz. Zrobiłam to bo chciałam być sobą! Sobą. Cher Lloyd. Nie dziewczyną
tego Harry’ego Stylesa – wyrzucała z siebie kolejne słowa ze złością, jednak
starała się nie stracić panowania nad sobą. Nie chciała zwracać jeszcze
większej uwagi.
Wtedy wszystko stało się jasne.
Harry zrozumiał, dlaczego za wszelką cenę próbowała unikać kontaktu z nim, czy
nawet z Niallem. Zrozumiał, dlaczego jej narzeczony to fryzjer. Zrozumiał,
dlaczego zawsze rozglądała się, kiedy była z nim. Nawet w tym momencie zwracała
większą uwagę na to, czy ktoś im się przygląda niż na niego.
- Czyli mam rozumieć, że kariera
jest dla ciebie ważniejsza niż to, co czuję?
Dokładnie w tym momencie coś w niej
pękło. Słowa tnące niczym nóż, a tak bardzo prawdziwe i bolesne. Łzy pojawiły
się w kącikach oczu, by spłynąć po policzku wraz z drogim tuszem. Nie wiedziała,
w którym momencie cel stał się najważniejszy. W którym momencie kariera stała się
punktem zaczepnym. Jednak kochała to, co robiła i nie zamieniłaby tego na nic
innego.
Strach przed porażką i złamanym
sercem także odegrał swoje. Nie raz widziała, jak idealne związki się rozpadały
przez zwyczajne plotki. Powoli podkopywali zaufanie, aż w końcu udawało im się
zburzyć to, co miało być trwałe.
To szaleństwo, ale taki był właśnie show-biznes.
- Przepraszam. Jestem najbardziej
popieprzoną osobą na świecie – wyjąkała pomiędzy kolejnymi napadami łez,
utykających w gardle.
Harry przytaknął. Nie wiedział, co
miał o tym wszystkim myśleć, aczkolwiek nie umiał postawić się w jej sytuacji.
Od kiedy zaistniało One Direction, wszystko było podane niczym na srebrnej tacy.
Cher walczyła z wytwórnią o samodzielność, kiedy oni wydawali kolejne albumy.
Ona dawała kolejne radiowe trasy, by wywalczyć publiczność, kiedy do nich
przychodziła sama. To był plus posiadania w zespole pięciu chłopaków z ładnymi
twarzami.
Dziewczyna nie odezwała się słowem.
Dokończyła piwo i cicho westchnęła. Cisza, która zapadła stała się niezręczna,
a żadne nie wiedziało, co powiedzieć, jak się zachować, żeby przerwać to
milczenie.
- Wiesz… Tak myślę, że udało by nam
się to rozgryźć. Gdybyś tylko… - zaczął nieśmiało Styles.
- Gdybym tylko odwołała ślub, to
chciałeś powiedzieć, prawda? – zaśmiała się gorzko, ocierając łzy w kącikach
oczu.
Przytaknął, a na usta przybłąkał mu
się głupawy uśmiech. Chwilę później oboje śmiali się z siebie nawzajem.
Atmosfera zelżała i mogli odetchnąć. W barze unosił się zapach piwa,
pomieszanego z nieprzyjemnym zapachem starego oleju po frytkach.
- Wynosimy się stąd? Nie mam ochoty
na kolejne piwo – mruknęła Lloyd, zostawiając na stoliku dwa funty za napój.
Może i nie była pewna, co do tego
wszystkiego co się działo. Może chciała się wycofać zanim będzie za późno. Ale
wiedziała jedno, że tkwili w tym razem. I że z każdym uśmiechem rozkochiwał ją
w sobie coraz bardziej.
xxx
- A pamiętasz, jak z Niallem
postanowiliście rozpętać wielką bitwę na jedzenie? – parsknął Harry, odchylając
się do tyłu.
W Londynie było jedno takie miejsce.
Miejsce, w którym nikt nie mógł im przeszkodzić. Miejsce, w którym mogli
obserwować tętniące życiem miasto, będąc jednocześnie niezauważalni.
Przychodzili w dokładnie w to samo miejsce mając siedemnaście lat i wielkie
plany. Wtedy wszystko wydawało się znacznie prostsze.
- Tak, Simon posądził nas o
zdemolowanie mieszkania – rzuciła Lloyd, krztusząc się ze śmiechu.
Pamiętała to wszystko, jakby
zdarzyło się wczoraj. Minę Simona, kiedy wszedł do mieszkania, które było w
opłakanym stanie, a oni sami zwijali się ze śmiechu. Myśleli, że Cowell wyjdzie
z siebie i stanie obok. Ostatecznie skończyło się na upomnieniu, jednak Cher
nie mogła wyrzucić tego obrazu z głowy. Było to jedno z najmilszych wspomnień z
tamtego czasu. Nie miała ich za wiele, ale nie zamieniłaby tych, które miała na
żadne inne.
- A pamiętasz tamten dzień przed
finałem? – tym razem ona spytała, przybierając nieco poważniejszy ton.
Harry uśmiechnął się do sytuacji,
która stanęła mu przed oczami. Wszystko zdawało się być dużo prostsze. Nikt nie
dbał o fotografów i zdawali się mieć więcej radości z bycia na scenie i samej
muzyki.
- Powiedziałaś mi, że jeśli
odpadniesz mamy to wygrać za wszelką cenę.
Doskonale pamiętał. Pamiętał, jak go
całowała. Jak prosiła, żeby to wygrali. Wszystko zdawało się być takie
dziecinne i naiwne. Jednak tacy byli. A potem to wszystko się posypało. Nigdy
nie chciał tego przyznać, ale Cher była jego największą słabością.
I w tym momencie, kiedy nieśmiało
sięgała po jego rękę, posyłając ciepły uśmiech, zdawał się być taki bardzo na
miejscu. Jak
nigdy wcześniej.
I feel like I’m a hopeless romantic
I can’t help falling in love with you.
I can’t help falling in love with you.
(c) tumblr
Jak obiecałam, tak jest - ósmy rozdział. Chcę wam podziękować, że dotarliście aż tutaj, bo ja osobiście dałabym sobie spokój po dwóch rozdziałach, ale mniejsza. Kolejne rozdziały będą pojawiać się mniej lub bardziej regularnie (sprawdzajcie zakładkę z ogłoszeniami, tam zawsze pojawi się data, w której rozdział powinien być opublikowany).
Nie rozdrabniam się więcej, życzę miłego wieczoru :) x
PS. Jeśli nie wiecie - Cher Lloyd wypuściła nowy teledysk, który możecie obejrzeć tutaj. Z czystym sumieniem mogę was zapewnić, że Lloyd odwaliła kawał dobrej roboty :).