I don't really know
what's in the cards of life
Cher
po drobnej wymianie zdań z Harrym wróciła do mieszkania ze łzami w oczach. Tak
bardzo chciała, żeby wszystko było dobrze. Jednak nie było. Harry miał jej za
złe to, co robiła. Ona sama siebie o to obwiniała.
Kolejne kilka dni spędziła w łóżku,
leżąc i gapiąc się w sufit. Nie miała siły, by wykonać nawet najprostszą czynność,
a co dopiero ruszać się poza obręb mieszkania. W duchu dziękowała, że Savan nie
dzwonił i do ich części piosenki nie trzeba było nic dogrywać. Sukcesywnie
ignorowała wszystkie połączenia. Od Harry’ego, Nialla (w końcu to mógł być
Harry), od Craiga, od Perrie… Od wszystkich. Chciała odłączyć się od świata,
chociaż na chwilę.
I udawało jej się to całkiem dobrze.
Czasem odpalała laptopa, żeby zobaczyć co się działo na świecie. Internet
został opanowany przez zdjęcia jej i Harry’ego, a na dodatek w większości
przypadków były opatrzone dość wymownymi tytułami, które sugerowały, że się z
nim spotykała. I to wcale nie na stopie przyjacielskiej. Z cichym westchnieniem
zamknęła laptopa i odłożyła na szafkę nocną.
Pozostałaby w łóżku dłużej, ale
telefon oznajmił przyjście wiadomości. Westchnęła zrezygnowana i wygrzebała się
z ciepłej pościeli. Chyba nadszedł czas, żeby ruszyć się z mieszkania. Miała
dość samej siebie, swoich myśli i tego wszystkiego. Wzięła nowiutkie urządzenie
do ręki i wystukała kod, składający się z czterech cyfr, dokładniej daty, o
której nigdy nie zapomni.
‘Dzisiaj
impreza. U nas. Jeśli nie przyjdziesz to pamiętaj – wiemy gdzie mieszkasz (:
xxx’
Nadawcą był nie kto inny, jak jej
ukochany Irlandczyk. Nie musiała zbyt długo myśleć nad zaakceptowaniem tej
propozycji. Rozerwie się trochę, pobawi z przyjaciółmi. Nic nie zapowiadało
katastrofy. Wręcz przeciwnie.
Horan dosłał jej jeszcze informacje,
jak trafić do ich apartamentowca, oraz na którą powinna się pojawić. Ale tą
drugą potraktowała raczej jako luźną sugestię. W końcu i tak, choćby nie
wiadomo jak się starała, to się spóźni.
Doprowadziła się do względnego
stanu, zmieniła piżamę na koszulkę i dżinsy, zebrała włosy w kucyka, a na twarz
nałożyła cienką warstwę makijażu. W efekcie wyglądała całkiem normalnie.
Zniknęło nawet zaczerwienienie z oczu. Nie widać było, że ostatnie kilka dni
spędziła wegetując w łóżku, ewentualnie wstając po jedzenie i po to, by skorzystać
z łazienki.
Czasem zastanawiała się, co takiego
zrobiła. Wybrała marzenia, to nie było trudne do zrozumienia. Chciała być sobą,
a nie być braną za kogoś, kto chce się wybić tylko na sławnym chłopaku. Co
czasem uważała za kompletny idiotyzm. Ale bałaby się, że oni by wszystko
zniszczyli. Widziała, co się działo z Pezz. Doskonale dostrzegała, jak ją
niszczyli, wyzywali. Nazywali ich fanami, ale często zachodziło to za daleko.
A ona nie była wystarczająca silna,
żeby to znieść.
xxx
Cher postanowiła zmienić środek
transportu i zamiast samochodem, wraz z obstawą, dostać się na drugi koniec
Londynu metrem. Jednak plan nie przewidział kilku luk, które naturalnie musiały
w nim powstać. Może jej popularność nie była aż tak wielka, ale przeciętny
człowiek rozpoznałby ją na ulicy. I tu widniał największy problem. Ludzie
przebywający w metrze uznali ją za atrakcję wieczoru.
Dla przeciętnego człowieka widok
międzynarodowej gwiazdy to wciąż coś, co należy uwiecznić na pieryliardzie
zdjęć. Pomimo, że Cher nie była tak wielka, za jaką niektórzy ją mieli, to
jednak co chwilę błyskały flesze aparatów. Spuściła wzrok i skupiła się na
muzyce, która płynęła ze słuchawek. Ludzie kiedyś musieli się nią znudzić.
I miała rację, ale szkoda, że
opuszczając stację metra napadło ją czterech fotografów, wypytujących o rzekomy
związek z Harrym. Zbyła ich krótkim ‘jestem zaręczona’ i zniknęła w wielkim
apartamentowcu, chwilowo należącym do chłopaków z One Direction. Może i budynek
był kilka razy większy, ale to ona miała zdecydowanie lepszy widok z okna.
Zachodzące nad Tamizą słońce to najpiękniejszy widok, jaki miała przed sobą w
całym swoim życiu.
Gdyby nie mężczyzna, stojący przy
wejściu, w życiu nie trafiłaby do właściwych drzwi. Apartamentowiec składał się
na jedno wielkie pomieszczenie, w którym znajdowały się dwa pokoje oraz wielki
salon, rodem z amerykańskich komedii romantycznych. Kominek, pośrodku wielki,
puszysty dywan w odcieniu kości słoniowej. Pomieszczenie było nowoczesne,
aczkolwiek ciepło od niego bijące, sprawiało, że człowiek czuł się w nim
doskonale.
- Cherbear! Nareszcie dotarłaś! –
wykrzyknął Nialler, omal nie miażdżąc jej płuc w niedźwiedzim uścisku.
Całość siedziała na wielkiej
kanapie, spoglądając na siebie nawzajem. Jak zwykle czekali już tylko na nią,
ale to przecież nie była wina Lloyd, że zaatakowali ją fani, paparazzi i o mało
nie zatrzasnęła się w drzwiach metra.
- Miałam małe problemy techniczne. –
burknęła, zrzucając kurtkę z ramion.
- Jak zawsze, Lloyd. Jak zawsze –
parsknął Liam. – Nawet w X Factorze je miałaś.
- Musisz mi to wypominać? – jęknęła
rozpaczliwie, opadając na kanapę. Pomiędzy Perrie i Zaynem. Jedyne wolne
miejsce było obok Harry’ego, a widząc jego strutą minę, wolała za wszelką cenę
tego uniknąć.
W X Factorze sprawiała mnóstwo
problemów, co później odbiło się na jej późniejszym wizerunku. Musiała sporo
pracować, żeby odzyskać dobre imię, co wcale nie było takie proste. Ale jedną
rzeczą, którą zapamiętała i ona, i reszta zespołu, był fakt, że ZAWSZE się
spóźniała. Nie było próby, odcinka, czy też jakiegokolwiek wydarzenia na które
nie przyjechałaby spóźniona. Starała się walczyć z tą przywarą, ale to było
dużo silniejsze od niej.
Impreza rozkręcała się bardzo
powoli. Dziewczyny sączyły drinki, a chłopacy w ciszy wypijali kolejne
kieliszki. Klimat, a raczej jego brak, bardziej przypominał ten spotykany na
stypie, a nie na imprezie. Właściwie to nawet na stypie było weselej. I nie
panowała tak grobowa cisza.
- Zagrajmy w coś – wybełkotał Horan,
któremu alkohol powoli zaczął uderzać do głowy.
- W co?
- W siedem minut w szafie, to znaczy
w niebie – zaplątał się blondyn, cały czas kręcąc głową. Był, leciutko mówiąc,
zalany.
- Mogę zacząć? – spytała Perrie,
siadając na podłodze.
Nikt nie oponował, także blondynka
przywłaszczyła sobie jedną z butelek i mocno zakręciła. Niepisana zasada
mówiła, że na tego na którego wypadło, lądował w szafie z osobą, która kręciła.
I tym oto sposobem uradowana Perrie znalazła się w szafie z zadowolonym z tego
faktu Zaynem. Jako jedyny z całej gromady był trzeźwy i, co więcej, nie odmówił
żadnej kolejki. Chłopaki z Bradford mogli się szczycić mocną głową.
Z garderoby wydobywały się dziwne dźwięki,
szafa niebezpiecznie przechylała się na wszystkie możliwe strony, ale po
siedmiu minutach wyszli z niej zadowoleni, a Zayn miał ślady po czerwonej
szmince na szyi.
Kolejne pary lądowały w szafie,
mając przy tym niezły ubaw. Wpakowanie Horana do szafy kosztowało Liama trochę
siły, gdyż ciało Irlandczyka całkowicie obezwładnione alkoholem odmawiało
posłuszeństwa.
Cher mogła chociaż na chwilę
zapomnieć o dręczących ją problemach. Alkohol miał przyjemne działanie,
oczywiście do czasu. Następnego dnia będzie tego żałowała, lecząc kaca
mordercę.
Było zabawnie, kiedy Harry był
zmuszony do spędzenia w szafie siedmiu minut z zalanym Irlandczykiem, który
wziął przyjaciela za seksowną modelkę Victoria's Secret. Z szafy wydobywały się
tylko kolejne jęki blondyna, który prawdopodobnie dostał kosza od ‘Harriet’.
- Horan, śmierdzisz jak gorzelnia, a
ja nie jestem żadną Harriet! – usłyszeli krzyk wydobywający się z szafy. To
było naprawdę zabawne. Komiczne do pewnego stopnia.
Po siedmiu minutach, które Harry’emu
zdawały się dłużyć w nieskończoność, wreszcie opuścił szafę i uwolnił się od
napastującego go Irlandczyka. Ten na koniec mrugnął do przyjaciela i zrobił
gest w stylu ‘zadzwoń’. Nie mógł uwierzyć, że wypił tyle, co pozostali, a był
tak kompletnie zalany.
- Nie wierzę, że się w to bawimy –
burknął Zayn, sącząc drinka Perrie.
- Nie wierzę, że pijesz babskie
drinki. A poza tym kilkanaście minut temu wcale nie oponowałeś – odciął się
Tomlinson.
- Po alkoholu poszerza się nam
słownictwo jak widzę.
Louis wydał z siebie ciche
prychnięcie, przypominając przy tym niezadowolonego kociaka.
Harry potrząsnął głową i zakręcił
butelką. Nie potrzebowali imprezy w stylu Projektu X, gdzie przez balkon
wyleciałaby kanapa, bo Horan doszedłby do wniosku, że czas na tajemniczą
wyprawę.
Tak go zajęła ta wizja, że nie
zauważył w którym momencie butelka przestała się kręcić. I przeoczył fakt na
kim się zatrzymała. Ale kiedy powrócił do rzeczywistości wszystkie wnętrzności
wykonały obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni. Jak bardzo małe
prawdopodobieństwo było, żeby wypadło akurat na nią. Wśród dziesięciu osób, to
niczym wygrana w zdrapce. Możliwa, ale mało prawdopodobna. Cher wietrzyła w tym
pewien podstęp, ale co mogli zrobić. Jedyne co im pozostało, to ruszyć się,
zamknąć w tej przeklętej szafie i modlić się, żeby drugiemu nie strzeliło do
głowy nic głupiego. Bo to mogło się skończyć źle. Bardzo źle.
- Chodź, Harriet. Sprawimy, że Niall
poczuje, co to zazdrość – zachichotała, puszczając do niego oko.
Harry poczuł niemiłe łaskotanie w
żołądku. Los płatał mu różne figle. Stawiał na drodze ludzi, którymi
interesował się od pierwszego wejrzenia. Ich sposób bycia, uśmiech, a także
błysk w oku sprawiał, że odróżniali się na tle szarej masy. Cher należała do
takich właśnie ludzi – miała własny sposób mówienia, wiedziała, w co wierzy,
cóż, nawet powietrze, którym oddychała zdawało się należeć tylko do niej. Nic
dziwnego, że poczuł coś więcej do tej dziewczyny, która przesadzała z makijażem,
tatuażami i perfumami. Ale nawet to mu nie przeszkadzało.
- Czemu ta szafa jest taka malutka? – jęknął,
kiedy musiał zgiąć się, żeby w ogóle do niej wejść. Przeklinał w duchu swój
zbyt wysoki wzrost, kiedy to Lloyd mogła spokojnie skakać, a i tak nie uderzyłaby
w górną półkę.
Drzwi się za nimi zamknęły, a
wielkość mebla nie pozwoliła na zachowanie wystarczającej odległości. Ich
oddechy się ze sobą mieszały, za wszelką cenę starali się trzymać ręce przy
sobie i nie popełnić jakiegoś głupiego błędu.
- Mamy tak zamiar się bawić przez
cały czas?
- Nie chcę tego, Harry. Ale…
- Ale co? Nie da się inaczej?
Dlaczego, do cholery, zawsze musi być jakieś ale? Nie rozumiem. Chyba, że
chcesz mi przez to powiedzieć, że…
- Nie, Harry. Nigdy nie miałam tego
na myśli – szepnęła tak cicho, nie chcąc być usłyszaną. Przysunęła się bliżej
do chłopaka.
W słabym świetle widziała jego
błyszczące oczy, zaprawione alkoholem. Wiedziała, że następnego dnia będzie
tego żałować, ale przybliżając swoje wargi do jego czuła, że nie liczyło się
nic innego.
Zaczęło się niewinnie, ale pożądanie
i skrywana przez długi okres tęsknota sprawiły, że pocałunki zamieniły się w
pełne namiętności, sprawiające, że obojgu brakowało tchu. Nie zważając na małą
powierzchnię szafy, zatracali się w sobie coraz bardziej z każdą kolejną
sekundą.
Oboje nie przewidzieli faktu, że
mebel na nieco chybotliwych nóżkach nie wytrzyma tak nagłego i tak intensywnego
ataku. I że wywróci się, wraz z głośnym trzaskiem, który postawi wszystkich na
nogi. Nagle ekipa otrzeźwiała i wszyscy, nie zabijając się o siebie nawzajem,
znaleźli się w pokoju, w którym stała, a właściwie to nie stała, a leżała,
szafa.
Zarówno Harry, jak i Cher,
spoglądali po sobie i po wszystkich z dozą zażenowania, ale i zaskoczenia w
oczach. W pomieszczeniu zaległa cisza, która została nagle przerwana przez
wybuch śmiechu Lloyd. Nie była pewna, czy tak chciała odreagować cały stres,
czy może to co wydarzyło się chwilę temu tak na nią wpłynęło.
- Moja szafa! – pisnął Horan,
machając dłońmi niczym postać w kreskówce.
Szafa wcale nie należała do Horana.
Co nie zmieniało faktu, że znajdowała się w ich apartamencie i jeśli Simon w
jakikolwiek sposób się dowie, a dowie się na pewno, bo on wiedział o absolutnie
wszystkim, to położy ich wszystkich trupem na miejscu. Oczywiście po tym, jak
skończą nagrywać singiel. Bo są rzeczy ważne i ważniejsze.
- Cher, mogłabyś proszę ze mnie
zejść – jęknął Harry.
- Jasne, Harriet – odparła szatynka,
próbując wstać tak, aby sprawić jak najmniej bólu sobie i Stylesowi.
Jednak nie byłaby sobą, gdyby coś
się nie stało. Podnosząc się, uderzyła w belkę, odstającą z jednej ze ścianek
szafy, przez co dość brutalnie szturchnęła Harry’ego. Prosto w żebra. Z lewego
łokcia. Lokaty zgiął się w pół, jednak nie dał po sobie poznać, że to boli aż
tak bardzo. Po chwili oboje zostali przywróceni do pozycji pionowej, ale nie
odbyło się bez pomocy Zayna i Louisa. Skwitowali to jedynie cwanymi uśmiechami,
które posyłali młodszemu koledze.
Cher rozmasowywała bolący bok i
sprawdziła, czy poza miejscami, w których na pewno będzie miała siniaki, nie ma
żadnych poważniejszych obrażeń. Poza traumą do końca życia i rozcięciem na
połowę boku, wszystko było w porządku.
Tylko fizycznie było w porządku. Pod
względem psychicznym wręcz przeciwnie. A to, co się stało, utwierdziło ją w
przekonaniu, że przyjazd do Londynu zapoczątkował dziwny zbieg losowych
okoliczności, który sprawiał, że czuła się winna całemu złu, które panowało na
świecie.
Blinding lights and disheartened hope
(c) tumblr
Uhm... Uhm... Podziwiam was, że jeszcze macie siłę to czytać.
Co do następnego rozdziału, nie pojawi się on za dwa tygodnie. Właściwie nie wiem, kiedy się pojawi, bo moi rodzice przechodzą przez fazę idzie wiosna, zróbmy remont. Także do rychłego zobaczenia! :) xx
Oczywiście, że poczekam! Blog jest świetny, a bonusem jest Cher, gdzie to chyba jedyny blog z nią w roli głównej!
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na olejny, ponieważ Charry to para idealna, a ten numer z szafą - genialnie to wymyśliłaś :)
+ zapraszam ;)
i-always-dream-can-come-true.blogspot.com
Hej, kiedy dodasz rozdział Słońce?
OdpowiedzUsuńCzekam bardzo niecierpliwie, aczkolwiek rozumiem, bo sama nie wchodzę na mojego, chociaż mogę zaprosić do poczytania (:
i-always-dream-can-come-true.blogspot.com
Życzę weny i żebyś szybciutko zaspokoiła moją ciekawość, co to Charrego <3
Całuski i wesołych :**
/Klaudia