layout by wanilijowa

piątek, 7 lutego 2014

rozdział trzeci | bright emerald eyes.

Look in your eyes for a little while
That you remind me if you’d be mine

            Cher wysunęła głowę spod pościeli z przeczuciem, że ten dzień będzie beznadziejny. Pomimo, że za oknem jasno świeciło słońce, ona była ogarnięta poczuciem smutku. Sytuacja, w której została postawiona, była przytłaczająca. Po nieprzespanej nocy, podczas której krążyła pomiędzy balkonem, a łóżkiem, a paczka papierosów nagle wyparowała, czuła się niczym przeżuta i wypluta. Szatynka próbowała powstrzymać przeciągły kaszel, przy każdym ruchu,  co wychodziło jej nad wyraz miernie. Czuła, że dzisiejsza próba będzie wielkim koszmarem dla jej płuc.
            Niechętnie podniosła się z łóżka, powstrzymując przy tym kolejny atak kaszlu. Zrobiła dwie rundki dookoła pokoju, w poszukiwaniu konkretnych ubrań. Zdecydowanie żałowała, że z LA wzięła ich tak mało – w końcu nie spodziewała się, że utknie w Londynie na dłużej niż dwa dni. W końcu wyciągnęła z jednej kupki ubrań szorty, a z drugiej koszulkę. Spoglądając w lustro zdecydowała się na beanie, którą najchętniej naciągnęłaby na oczy i wróciła do łóżka. Wyglądała wręcz koszmarnie; podkrążone oczy, poszarzała cera. Jak mogła w takim stanie w ogóle wyjść do ludzi?
            W łazience spędziła prawie półtorej godziny doprowadzając się do porządnego stanu. Mocniejszym makijażem wyrównała koloryt twarzy, a umiejętnie użytą czarną kredką, ukryła zaczerwienione od płaczu oczy. W końcu uśmiechnęła się do swojego odbicia, jednak ten gest był tak bardzo sztuczny, że jedynie machnęła ręką i mocniej naciągnęła czapkę na włosy.
            Przywitała się z recepcjonistą, oddając mu klucze i ruszyła na podbój Londynu. Zaczęła od ciepłej kawy i kanapki z pobliskiej kawiarni, które pochłonęła w oka mgnieniu i dopiero wtedy mogła logicznie pomyśleć o swoim obecnym położeniu. Poinformowała Craiga, że ze względów wyższych, będzie w Malvern dopiero pod koniec września, jeśli nie początkiem października. Monk stwierdził, że w takim wypadku pojedzie odwiedzić rodzinę i spotkają się w Malvern. Cher odpowiadał taki układ. Potrzebowała krótkiej przerwy, żeby złapać oddech. To wszystko powoli sypało się na jej głowę – ślub, Harry, singiel, cały stres związany z organizacją. Nie wierzyła w fakt, że uda się utrzymać wszystko w tajemnicy – ale zawsze można próbować.
            Złapała taksówkę i podała adres wytwórni. Ponownie czekała na nią godzinna podróż. Dobrze, że w ostatniej chwili chwyciła słuchawki, bo bardzo by tego żałowała. Musiała uważać, żeby kabel nie zaplątał się w srebrnego kolczyka i już po paru sekundach mogła rozkoszować się dźwiękami ostatniej płyty Johna Mayera. Jednak tym razem podróż nie trwała tak długo, a pod budynkiem studia powitało ją stado paparazzi, którzy swoimi fleszami sprawiali, że nie bardzo wiedziała, w którą stronę iść. Przebrnęła przez tłum fanek One Direction, swoich własnych oraz Little Mix i weszła do budynku Syco.
            - Słowo daję, muszę zatrudnić ochronę. – mruknęła, spoglądając ponownie na zgiełk za szklanymi drzwiami. Dwóch rosłych mężczyzn ledwie dawało sobie radę z rozwrzeszczanymi nastolatkami, które za wszelką cenę chciały zobaczyć swoich idoli.
            - A my musimy ją wzmocnić. – westchnęła kobieta, siedząca za ladą recepcji. Cher posłała jej życzliwy uśmiech i skierowała się na wyższe piętro, gdzie znajdowało się studio nagraniowe.
            Jak się okazało, na miejscu byli już wszyscy, a Lloyd jak zwykle była spóźniona. Dlatego musiała się spotkać z tak wieloma osobami przed budynkiem studia. Pacnęła się z otwartej dłoni w czoło i westchnęła ze zrezygnowaniem. Następnym razem wstanie kilka godzin wcześniej, żeby być przed wszystkimi.
            - Wymyśliliście coś w tym czasie, w którym ja tkwiłam w londyńskich korkach? – zakpiła Lloyd, zajmując miejsce pomiędzy Perrie i Irlandczykiem, zafascynowanym grą na telefonie.
            Większość pokręciła przecząco głową, więc postanowiła sama wyciągnąć tekst i przede wszystkim się z nim zapoznać. Cóż, jakoś brakowało jej czasu poprzedniego wieczora, kiedy to wróciła do hotelu grubo po jedenastej. Kiedy pożegnała się z ekipą postanowiła poszwędać się uliczkami miasta i przypomnieć sobie stare czasy, które wciąż pojawiały się w jej snach. I tak całkowicie się zagubiła, straciła jakiekolwiek poczucie czasu, że godzinę zajęło jej dotarcie na jedną z głównych ulic, żeby stamtąd złapać taksówkę i wrócić.
            Przejrzała wzrokiem tekst i wychwyciła kilka znanych jej piosenek. John Lennon, Ozzy Osbourne, Michael Jackson – była ciekawa jak Simon załatwił wycinki z ich tekstów. Z tych skrawków utworzyli całkowicie nową piosenkę, o bardzo pięknym przekazie i idealnie nadającą się na cele charytatywne. Zmarszczyła czoło i zaczęła się zastanawiać, jak podzielić to tak, żeby było dobrze, jednak kompletnie nic nie przyszło jej do głowy. Odrzuciła tekst na stolik i przyjrzała się grze Horana. Nie posiadała ona jakiegokolwiek celu, jednak całkowicie zajmowała Nialla. Na tyle, że wydawał się znajdować w innym świecie.
            - Ej, jest nas dziesięcioro, a gdybyśmy się dobrali w pary? – zaczął Louis, rozglądając się po niewielkiej sali. Wszystko się zgadzało. Piątka z One Direction, czwórka z Little Mix i Cher.
            - To niegłupie, Lou – potwierdził Liam, szukając wsparcia u innych. Wszyscy, poza zajętym Horanem, pokiwali twierdząco głowami.
            - Jeden problem z głowy. Teraz drugi: jak się podzielić… - westchnął Tomlinson. – Poza tym, że Perrie będzie z Zaynem bo to chyba oczywista oczywistość.
            Louis przedarł jedną kartkę z tekstem i na odwrocie napisał cztery imiona męskie. Harry, Louis, Niall i Liam. Poskładał je w naprawdę małe kuleczki i potrząsnął dłonią. Ponownie ją otworzył i skierował w stronę Jade. Ta chwyciła pierwszą kuleczkę i chwilę jej zajęło, żeby ją rozłożyć przy okazji jej nie rozrywając.
            - Niall – powiedziała głośno, w końcu odrywając blondyna od gry. Rozejrzał się po pokoju, wzruszył ramionami i rozpoczął nową rozgrywkę.
            Kolejna karteczka należała do Jesy. Zrobiła to samo, co Jade wcześniej, jednak trochę nadrywając przy tym kartkę.
            - Harry – mruknęła. Tym jednym słowem szatynka sprawiła, że Cher spadł wielki kamień, zarówno z serca jak i żołądka.
            Leigh-Anne wylosowała Louisa, także Cher w losowaniu przypadł Payne. Była zadowolona z takiego obrotu sprawy, bo nie wymagało to od niej więcej wysiłku niż to przewidywała ustawa. A przy okazji uniknie stresu, który lokaty zawsze powodował w jej otoczeniu.
            Kiedy Tomlinson dostał kolejną kopię tekstu, weszli do studia, żeby zacząć jakąkolwiek próbę. Każda para dostała albo zwrotkę, albo refren, a ostatni refren mieli zaśpiewać wszyscy razem. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie fakt, że w swoich parach brzmieli jak zarzynane morsy. Jedynie Perrie i Zayn się dopełniali, cała reszta kompletnie nie potrafiła się zgrać. Po piątej próbie, Cher zaczynała sądzić, że ten singiel charytatywny nie wyjdzie. Simon ściągnął dziesięć osób o kompletnie różnych możliwościach wokalnych i innych barwach – to nie miało prawa bytu.
            Po siódmej próbie do tych samych wniosków doszła reszta ekipy. Nie wychodziło im – potrzebowali zmiany.
            - Kolejne losowanie?
            - To idiotyzm, ale nie mamy innego wyjścia – westchnęła Cher. – Ale teraz ja robię karteczki!
            Wyszła z pokoju nagraniowego i po kilku minutach wróciła z niewielkimi kwadracikami w dłoni. Tym razem panowie mieli wylosować panie. Wszyscy mieli nadzieję, że ci wybiorą lepiej. Cher zaczęła od podejścia do Louisa. Ten wylosował Jade. Horan wylosował Leigh-Anne. Kiedy podchodziła do Harry’ego z bijącym sercem, w duchu błagała, żeby na karteczce którą wziął do ręki nie było jej imienia.
            - Cher – powiedział, miękko akcentując jej imię. Żołądek postanowił wykonać kilkanaście obrotów. Przegryzła dolną wargę i gorączkowo próbowała wymyślić, jak się z tego wykaraskać.
            Nie było żadnego sensownego powodu, który mogła podać, żeby tylko nie śpiewać z Harrym.
            - W takim wypadku próbujemy raz jeszcze! – zakrzyknął Tomlinson, biorąc tekst do ręki.
            Tym razem próba poszła znacznie lepiej, a Cher nie przewidziała, że głosy jej i Harry’ego będą tak się dopełniały. Wszystkie pozostałe pary także brzmiały świetnie, więc wspólnie doszli do wniosku, że na tym zakończą próbę. Jade i Jesy zostały, aby poinformować Simona o podjętych decyzjach i poprosić o kalendarium nagrywania.
            Cher zmyła się najszybciej z wszystkich, potrzebowała dużej dawki kofeiny, żeby przetrwać resztę dnia. Unikając fleszy paparazzi, dotarła do najbliższej kawiarni, która znajdowała się zaledwie dwie uliczki dalej.
            Złożyła zamówienie i ulokowała się w najbardziej odległym od wejścia miejscu kawiarenki. Chciała pozostać niewidzialna, jak najdłużej, zanim paparazzi zorientują się, że jakimś cudem opuściła budynek Syco. Wyciągnęła iPhone’a z torebki i podłączyła się pod sieć. Jakimś cudem nie była obciążona i mogła przejrzeć kilka stron traktujących głównie o gwiazdach. Oczywiście nie obyło się bez plotek dotyczących wspólnej piosenki Little Mix, One Direction i Cher Lloyd. Kolejny szmatławiec mówił nawet o wspólnej płycie. Tak bardzo nienawidziła tych durnych plotek.
            - Co czytasz? – usłyszała tuż nad swoim uchem, przez co podskoczyła i wypuściła iPhone’a z rąk.
            Wszystko byłoby w porządku, gdyby urządzenie nie uderzyło o kant stolika i nie upadło na brązowe kafelki, którymi wyłożona była podłoga w restauracji. Lloyd bała się podnieść urządzenie i oszacować straty, jednak była przekonana, że będzie musiała kupić nowy telefon.
            - Harry, nienawidzę cię – westchnęła, unosząc wzrok.
            Chłopak cofnął się o krok, unosząc obie dłonie do góry w geście niewinności. Dziewczyna w tym czasie, schyliła się po telefon i spróbowała ocenić straty. Ekran był rozbity na milion malutkich części, a wzdłuż środka pęknięty na pół. I co najważniejsze – nie działał.
            - Niedawno go kupiłam, Styles – jęknęła, kładąc sprzęt na stoliku.
            - To ty go upuściłaś – stwierdził, siadając naprzeciwko.
            Cher zmierzyła go wściekłym spojrzeniem. Już zamierzała otworzyć usta, żeby na niego nawrzeszczeć, ale sposób w jaki się jej przyglądał był nad wyraz podejrzany. Sprawdziła, czy aby nie była brudna, a makijaż był na swoim miejscu. Jednak z jej wyglądem wszystko było w porządku, a Harry wciąż się jej przyglądał.
            - Czemu mi się tak przyglądasz? – spytała, chcąc zbadać grunt pod nogami.
            - Bo prawie zapomniałem, jak piękna jesteś, kiedy się złościsz.
            Cher straciła jakikolwiek grunt. Wiedziała, co to wszystko znaczyło. To przeklęte uczucie, które tkwiło w głębi niej przeszło od trzech lat, a które nigdy nie potrafiło odejść raz na zawsze. Nazwane miłością, ale nigdy nie zdefiniowane. Bo jak to możliwe, że trzy lata temu zakochała się w chłopaku z wielkimi marzeniami i pięknym uśmiechem, a po pieprzonych trzech latach, podczas których próbowała o wszystkim, co ich kiedykolwiek łączyło, zapomnieć, to on na złość częściej pojawiał się w jej snach. I po tych trzech latach, kiedy zbudowała normalny, zdrowy związek oparty na zaufaniu i jakimś uczuciu, niekoniecznie miłości, nie potrafiła o nim zapomnieć. Jej serce buntowało się przeciwko jakimkolwiek próbom.
            - Harry… - szepnęła, przymykając powieki. Chciała przywołać obraz Craiga, ale zamiast tego widziała lokatego chłopaka o oszałamiających tęczówkach.
            Do jasnej cholery, wychodziła za mąż za kilka miesięcy.
            Cher mogła odetchnąć z ulgą, kiedy do stolika podszedł kelner. Przyniósł jej kawę i standardowo zapytał, czy życzą sobie czegoś jeszcze. Harry poprosił o ten sam napój, który zamówiła Lloyd. Ta wzruszyła ramionami i nie poprosiła o nic więcej.
            - Wiesz, że wisisz mi telefon? – spytała, kiedy kelner wrócił za ladę.
            - Ale to nie moja wina!
            - A czyja?!
            - To ty go upuściłaś!
            - Bo mnie przestraszyłeś, na litość boską!
            Harry parsknął głośnym śmiechem, sprawiając, że na ustach Cher zawitał delikatny uśmiech. Tak bardzo chciała, żeby ich relacja była normalna. Jednak nigdy nie była i nigdy nie będzie.
            Mężczyzna podszedł do stolika z kolejną kawą i ponownie spytał, czy sobie czegoś nie życzą. Cher poprosiła o kawałek szarlotki z lodami waniliowymi, a tym razem Harry spasował. Oboje siedzieli tak, nie mówiąc absolutnie nic. Cisza zaległa niczym niewidzialna płachta, którą oboje bali się przerwać.
            - Co u ciebie? – zaczął lokaty, chcąc podjąć jakikolwiek temat.
            - Moje życie nie jest aż tak ciekawe, jak twoje, ale trochę koncertowałam, zwiedziłam kawałek świata, zaręczyłam się. – kiedy tak zaczęła wyliczać, dojrzała kelnera z szarlotką na talerzu. Żołądek szatynki zaczął domagać się swoich praw. – Wydałam singiel, wychodzę za mąż za dwa miesiące…
            Przekazanie tej informacji Harry’emu to najgłupszy pomysł na jaki kiedykolwiek mogła wpaść. Cały płyn, który znajdował się w jego jamie ustnej, wylądował na idealnie białej koszuli kelnera, który właśnie stawiał talerzyk na stole. Cała sytuacja byłaby komiczna, gdyby nie była najbardziej tragiczną rzeczą w życiu obojga.
            Strach i zdezorientowanie w jego zielonych oczach, to jedne z wielu uczuć, które Lloyd mogła rozpoznać. Jednak tymi słowami rozpętała prawdziwą burzę w jego głowie.
            - Pan dopisze do rachunku. – wybąkał, żeby jak najszybciej pozbyć się kelnera. Ten dzień nie mógł być gorszy.
            - Kompletnie cię pojebało?! – warknął, kiedy mężczyzna odszedł od ich stolika.
            - Harry, wiem, co sobie myślisz…
            - Wiesz. Doskonale wiesz. Wychodzenie za faceta, którego się nie kocha, nie jest najmądrzejszą decyzją świata. Zmieńmy temat.
            - Harry…
            - Zmieńmy temat.
            Cher doskonale widziała, jak wściekły był Harry. W takim nastroju widziała go tylko raz w życiu. Analogicznie – także był wściekły na nią, za decyzję którą podjęła trzy lata temu. Chciała cofnąć czas i zmienić wszystko. Może nie siedziałaby w tym miejscu, informując mężczyznę, którego kochała, że wychodzi za innego.
            Pomimo faktu, że to było tak bardzo nieodpowiednie wyciągnęła dłoń, by pogładzić go po policzku. Raniła siebie, ale bardziej bolał ją fakt, że raniła jego.


If you love every look
In your bright emerald eyes

(c) tumblr

Akcja powoli się rozwija. Całkiem mnie to cieszy, bo nienawidzę pisać początkowych rozdziałów. Najchętniej zaczęłabym od środka. Ale to jedynie moje widzimisię. Kolejny rozdział 21. lutego. Mam nadzieję, że do tego czasu skończę nieszczęsną szóstkę. Po raz kolejny chciałabym podziękować mojej kochanej becie - jesteś wielka, misiu ♥

4 komentarze:

  1. Boski ;3 informuj mnie na tt o nowych rozdziałach @kasia321103

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakieś to takie wszystko mi się wydaje... dziecinne? Laska wychodzi za mąż, układa sobie życie, ale wie, że nie kocha Craiga... Wtf? Potem wrzeszczy na Harrego za telefon, potem się uśmiecha, nagle koleś stwierdza, że ją pojebało ze ślubem, potem sobie policzków dotykają.

    Ja kompletnie się w tym nie odnajduję, ale to może taka data.

    OdpowiedzUsuń
  3. genialne
    zapraszam
    http://fanfiction-harry-styles.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń