Look in
your eyes for a little while
That you remind me if you’d be mine
That you remind me if you’d be mine
Cher
wysunęła głowę spod pościeli z przeczuciem, że ten dzień będzie beznadziejny.
Pomimo, że za oknem jasno świeciło słońce, ona była ogarnięta poczuciem smutku.
Sytuacja, w której została postawiona, była przytłaczająca. Po nieprzespanej
nocy, podczas której krążyła pomiędzy balkonem, a łóżkiem, a paczka papierosów
nagle wyparowała, czuła się niczym przeżuta i wypluta. Szatynka próbowała
powstrzymać przeciągły kaszel, przy każdym ruchu, co wychodziło jej nad wyraz miernie. Czuła,
że dzisiejsza próba będzie wielkim koszmarem dla jej płuc.
Niechętnie podniosła się z łóżka,
powstrzymując przy tym kolejny atak kaszlu. Zrobiła dwie rundki dookoła pokoju,
w poszukiwaniu konkretnych ubrań. Zdecydowanie żałowała, że z LA wzięła ich tak
mało – w końcu nie spodziewała się, że utknie w Londynie na dłużej niż dwa dni.
W końcu wyciągnęła z jednej kupki ubrań szorty, a z drugiej koszulkę.
Spoglądając w lustro zdecydowała się na beanie, którą najchętniej naciągnęłaby
na oczy i wróciła do łóżka. Wyglądała wręcz koszmarnie; podkrążone oczy,
poszarzała cera. Jak mogła w takim stanie w ogóle wyjść do ludzi?
W łazience spędziła prawie półtorej
godziny doprowadzając się do porządnego stanu. Mocniejszym makijażem wyrównała
koloryt twarzy, a umiejętnie użytą czarną kredką, ukryła zaczerwienione od
płaczu oczy. W końcu uśmiechnęła się do swojego odbicia, jednak ten gest był
tak bardzo sztuczny, że jedynie machnęła ręką i mocniej naciągnęła czapkę na
włosy.
Przywitała się z recepcjonistą,
oddając mu klucze i ruszyła na podbój Londynu. Zaczęła od ciepłej kawy i
kanapki z pobliskiej kawiarni, które pochłonęła w oka mgnieniu i dopiero wtedy
mogła logicznie pomyśleć o swoim obecnym położeniu. Poinformowała Craiga, że ze
względów wyższych, będzie w Malvern dopiero pod koniec września, jeśli nie
początkiem października. Monk stwierdził, że w takim wypadku pojedzie odwiedzić
rodzinę i spotkają się w Malvern. Cher odpowiadał taki układ. Potrzebowała
krótkiej przerwy, żeby złapać oddech. To wszystko powoli sypało się na jej
głowę – ślub, Harry, singiel, cały stres związany z organizacją. Nie wierzyła w
fakt, że uda się utrzymać wszystko w tajemnicy – ale zawsze można próbować.
Złapała taksówkę i podała adres
wytwórni. Ponownie czekała na nią godzinna podróż. Dobrze, że w ostatniej
chwili chwyciła słuchawki, bo bardzo by tego żałowała. Musiała uważać, żeby
kabel nie zaplątał się w srebrnego kolczyka i już po paru sekundach mogła
rozkoszować się dźwiękami ostatniej płyty Johna Mayera. Jednak tym razem podróż
nie trwała tak długo, a pod budynkiem studia powitało ją stado paparazzi,
którzy swoimi fleszami sprawiali, że nie bardzo wiedziała, w którą stronę iść.
Przebrnęła przez tłum fanek One Direction, swoich własnych oraz Little Mix i
weszła do budynku Syco.
- Słowo daję, muszę zatrudnić
ochronę. – mruknęła, spoglądając ponownie na zgiełk za szklanymi drzwiami.
Dwóch rosłych mężczyzn ledwie dawało sobie radę z rozwrzeszczanymi
nastolatkami, które za wszelką cenę chciały zobaczyć swoich idoli.
- A my musimy ją wzmocnić. –
westchnęła kobieta, siedząca za ladą recepcji. Cher posłała jej życzliwy
uśmiech i skierowała się na wyższe piętro, gdzie znajdowało się studio
nagraniowe.
Jak się okazało, na miejscu byli już
wszyscy, a Lloyd jak zwykle była spóźniona. Dlatego musiała się spotkać z tak
wieloma osobami przed budynkiem studia. Pacnęła się z otwartej dłoni w czoło i
westchnęła ze zrezygnowaniem. Następnym razem wstanie kilka godzin wcześniej,
żeby być przed wszystkimi.
- Wymyśliliście coś w tym czasie, w
którym ja tkwiłam w londyńskich korkach? – zakpiła Lloyd, zajmując miejsce
pomiędzy Perrie i Irlandczykiem, zafascynowanym grą na telefonie.
Większość pokręciła przecząco głową,
więc postanowiła sama wyciągnąć tekst i przede wszystkim się z nim zapoznać.
Cóż, jakoś brakowało jej czasu poprzedniego wieczora, kiedy to wróciła do
hotelu grubo po jedenastej. Kiedy pożegnała się z ekipą postanowiła poszwędać
się uliczkami miasta i przypomnieć sobie stare czasy, które wciąż pojawiały się
w jej snach. I tak całkowicie się zagubiła, straciła jakiekolwiek poczucie czasu,
że godzinę zajęło jej dotarcie na jedną z głównych ulic, żeby stamtąd złapać
taksówkę i wrócić.
Przejrzała wzrokiem tekst i
wychwyciła kilka znanych jej piosenek. John Lennon, Ozzy Osbourne, Michael
Jackson – była ciekawa jak Simon załatwił wycinki z ich tekstów. Z tych
skrawków utworzyli całkowicie nową piosenkę, o bardzo pięknym przekazie i
idealnie nadającą się na cele charytatywne. Zmarszczyła czoło i zaczęła się
zastanawiać, jak podzielić to tak, żeby było dobrze, jednak kompletnie nic nie
przyszło jej do głowy. Odrzuciła tekst na stolik i przyjrzała się grze Horana.
Nie posiadała ona jakiegokolwiek celu, jednak całkowicie zajmowała Nialla. Na
tyle, że wydawał się znajdować w innym świecie.
- Ej, jest nas dziesięcioro, a
gdybyśmy się dobrali w pary? – zaczął Louis, rozglądając się po niewielkiej
sali. Wszystko się zgadzało. Piątka z One Direction, czwórka z Little Mix i
Cher.
- To niegłupie, Lou – potwierdził
Liam, szukając wsparcia u innych. Wszyscy, poza zajętym Horanem, pokiwali
twierdząco głowami.
- Jeden problem z głowy. Teraz
drugi: jak się podzielić… - westchnął Tomlinson. – Poza tym, że Perrie będzie z
Zaynem bo to chyba oczywista oczywistość.
Louis przedarł jedną kartkę z
tekstem i na odwrocie napisał cztery imiona męskie. Harry, Louis, Niall i Liam.
Poskładał je w naprawdę małe kuleczki i potrząsnął dłonią. Ponownie ją otworzył
i skierował w stronę Jade. Ta chwyciła pierwszą kuleczkę i chwilę jej zajęło,
żeby ją rozłożyć przy okazji jej nie rozrywając.
- Niall – powiedziała głośno, w
końcu odrywając blondyna od gry. Rozejrzał się po pokoju, wzruszył ramionami i
rozpoczął nową rozgrywkę.
Kolejna karteczka należała do Jesy.
Zrobiła to samo, co Jade wcześniej, jednak trochę nadrywając przy tym kartkę.
- Harry – mruknęła. Tym jednym
słowem szatynka sprawiła, że Cher spadł wielki kamień, zarówno z serca jak i
żołądka.
Leigh-Anne wylosowała Louisa, także
Cher w losowaniu przypadł Payne. Była zadowolona z takiego obrotu sprawy, bo
nie wymagało to od niej więcej wysiłku niż to przewidywała ustawa. A przy
okazji uniknie stresu, który lokaty zawsze powodował w jej otoczeniu.
Kiedy Tomlinson dostał kolejną kopię
tekstu, weszli do studia, żeby zacząć jakąkolwiek próbę. Każda para dostała
albo zwrotkę, albo refren, a ostatni refren mieli zaśpiewać wszyscy razem.
Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie fakt, że w swoich parach brzmieli jak
zarzynane morsy. Jedynie Perrie i Zayn się dopełniali, cała reszta kompletnie
nie potrafiła się zgrać. Po piątej próbie, Cher zaczynała sądzić, że ten singiel
charytatywny nie wyjdzie. Simon ściągnął dziesięć osób o kompletnie różnych
możliwościach wokalnych i innych barwach – to nie miało prawa bytu.
Po siódmej próbie do tych samych
wniosków doszła reszta ekipy. Nie wychodziło im – potrzebowali zmiany.
- Kolejne losowanie?
- To idiotyzm, ale nie mamy innego
wyjścia – westchnęła Cher. – Ale teraz ja robię karteczki!
Wyszła z pokoju nagraniowego i po
kilku minutach wróciła z niewielkimi kwadracikami w dłoni. Tym razem panowie
mieli wylosować panie. Wszyscy mieli nadzieję, że ci wybiorą lepiej. Cher
zaczęła od podejścia do Louisa. Ten wylosował Jade. Horan wylosował Leigh-Anne.
Kiedy podchodziła do Harry’ego z bijącym sercem, w duchu błagała, żeby na
karteczce którą wziął do ręki nie było jej imienia.
- Cher – powiedział, miękko
akcentując jej imię. Żołądek postanowił wykonać kilkanaście obrotów. Przegryzła
dolną wargę i gorączkowo próbowała wymyślić, jak się z tego wykaraskać.
Nie było żadnego sensownego powodu,
który mogła podać, żeby tylko nie śpiewać z Harrym.
- W takim wypadku próbujemy raz
jeszcze! – zakrzyknął Tomlinson, biorąc tekst do ręki.
Tym razem próba poszła znacznie
lepiej, a Cher nie przewidziała, że głosy jej i Harry’ego będą tak się
dopełniały. Wszystkie pozostałe pary także brzmiały świetnie, więc wspólnie
doszli do wniosku, że na tym zakończą próbę. Jade i Jesy zostały, aby poinformować
Simona o podjętych decyzjach i poprosić o kalendarium nagrywania.
Cher zmyła się najszybciej z
wszystkich, potrzebowała dużej dawki kofeiny, żeby przetrwać resztę dnia.
Unikając fleszy paparazzi, dotarła do najbliższej kawiarni, która znajdowała
się zaledwie dwie uliczki dalej.
Złożyła zamówienie i ulokowała się w
najbardziej odległym od wejścia miejscu kawiarenki. Chciała pozostać
niewidzialna, jak najdłużej, zanim paparazzi zorientują się, że jakimś cudem
opuściła budynek Syco. Wyciągnęła iPhone’a z torebki i podłączyła się pod sieć.
Jakimś cudem nie była obciążona i mogła przejrzeć kilka stron traktujących
głównie o gwiazdach. Oczywiście nie obyło się bez plotek dotyczących wspólnej
piosenki Little Mix, One Direction i Cher Lloyd. Kolejny szmatławiec mówił
nawet o wspólnej płycie. Tak bardzo nienawidziła tych durnych plotek.
- Co czytasz? – usłyszała tuż nad
swoim uchem, przez co podskoczyła i wypuściła iPhone’a z rąk.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby
urządzenie nie uderzyło o kant stolika i nie upadło na brązowe kafelki, którymi
wyłożona była podłoga w restauracji. Lloyd bała się podnieść urządzenie i
oszacować straty, jednak była przekonana, że będzie musiała kupić nowy telefon.
- Harry, nienawidzę cię –
westchnęła, unosząc wzrok.
Chłopak cofnął się o krok, unosząc
obie dłonie do góry w geście niewinności. Dziewczyna w tym czasie, schyliła się
po telefon i spróbowała ocenić straty. Ekran był rozbity na milion malutkich
części, a wzdłuż środka pęknięty na pół. I co najważniejsze – nie działał.
- Niedawno go kupiłam, Styles –
jęknęła, kładąc sprzęt na stoliku.
- To ty go upuściłaś – stwierdził,
siadając naprzeciwko.
Cher zmierzyła go wściekłym
spojrzeniem. Już zamierzała otworzyć usta, żeby na niego nawrzeszczeć, ale
sposób w jaki się jej przyglądał był nad wyraz podejrzany. Sprawdziła, czy aby
nie była brudna, a makijaż był na swoim miejscu. Jednak z jej wyglądem wszystko
było w porządku, a Harry wciąż się jej przyglądał.
- Czemu mi się tak przyglądasz? –
spytała, chcąc zbadać grunt pod nogami.
- Bo prawie zapomniałem, jak piękna
jesteś, kiedy się złościsz.
Cher straciła jakikolwiek grunt.
Wiedziała, co to wszystko znaczyło. To przeklęte uczucie, które tkwiło w głębi
niej przeszło od trzech lat, a które nigdy nie potrafiło odejść raz na zawsze.
Nazwane miłością, ale nigdy nie zdefiniowane. Bo jak to możliwe, że trzy lata
temu zakochała się w chłopaku z wielkimi marzeniami i pięknym uśmiechem, a po
pieprzonych trzech latach, podczas których próbowała o wszystkim, co ich
kiedykolwiek łączyło, zapomnieć, to on na złość częściej pojawiał się w jej
snach. I po tych trzech latach, kiedy zbudowała normalny, zdrowy związek oparty
na zaufaniu i jakimś uczuciu, niekoniecznie miłości, nie potrafiła o nim
zapomnieć. Jej serce buntowało się przeciwko jakimkolwiek próbom.
- Harry… - szepnęła, przymykając
powieki. Chciała przywołać obraz Craiga, ale zamiast tego widziała lokatego
chłopaka o oszałamiających tęczówkach.
Do jasnej cholery, wychodziła za mąż
za kilka miesięcy.
Cher mogła odetchnąć z ulgą, kiedy
do stolika podszedł kelner. Przyniósł jej kawę i standardowo zapytał, czy życzą
sobie czegoś jeszcze. Harry poprosił o ten sam napój, który zamówiła Lloyd. Ta
wzruszyła ramionami i nie poprosiła o nic więcej.
- Wiesz, że wisisz mi telefon? –
spytała, kiedy kelner wrócił za ladę.
- Ale to nie moja wina!
- A czyja?!
- To ty go upuściłaś!
- Bo mnie przestraszyłeś, na litość
boską!
Harry parsknął głośnym śmiechem,
sprawiając, że na ustach Cher zawitał delikatny uśmiech. Tak bardzo chciała,
żeby ich relacja była normalna. Jednak nigdy nie była i nigdy nie będzie.
Mężczyzna podszedł do stolika z
kolejną kawą i ponownie spytał, czy sobie czegoś nie życzą. Cher poprosiła o
kawałek szarlotki z lodami waniliowymi, a tym razem Harry spasował. Oboje
siedzieli tak, nie mówiąc absolutnie nic. Cisza zaległa niczym niewidzialna
płachta, którą oboje bali się przerwać.
- Co u ciebie? – zaczął lokaty,
chcąc podjąć jakikolwiek temat.
- Moje życie nie jest aż tak
ciekawe, jak twoje, ale trochę koncertowałam, zwiedziłam kawałek świata,
zaręczyłam się. – kiedy tak zaczęła wyliczać, dojrzała kelnera z szarlotką na
talerzu. Żołądek szatynki zaczął domagać się swoich praw. – Wydałam singiel,
wychodzę za mąż za dwa miesiące…
Przekazanie tej informacji Harry’emu
to najgłupszy pomysł na jaki kiedykolwiek mogła wpaść. Cały płyn, który
znajdował się w jego jamie ustnej, wylądował na idealnie białej koszuli
kelnera, który właśnie stawiał talerzyk na stole. Cała sytuacja byłaby
komiczna, gdyby nie była najbardziej tragiczną rzeczą w życiu obojga.
Strach i zdezorientowanie w jego
zielonych oczach, to jedne z wielu uczuć, które Lloyd mogła rozpoznać. Jednak
tymi słowami rozpętała prawdziwą burzę w jego głowie.
- Pan dopisze do rachunku. –
wybąkał, żeby jak najszybciej pozbyć się kelnera. Ten dzień nie mógł być
gorszy.
- Kompletnie cię pojebało?! –
warknął, kiedy mężczyzna odszedł od ich stolika.
- Harry, wiem, co sobie myślisz…
- Wiesz. Doskonale wiesz.
Wychodzenie za faceta, którego się nie kocha, nie jest najmądrzejszą decyzją
świata. Zmieńmy temat.
- Harry…
- Zmieńmy temat.
Cher doskonale widziała, jak
wściekły był Harry. W takim nastroju widziała go tylko raz w życiu.
Analogicznie – także był wściekły na nią, za decyzję którą podjęła trzy lata
temu. Chciała cofnąć czas i zmienić wszystko. Może nie siedziałaby w tym
miejscu, informując mężczyznę, którego kochała, że wychodzi za innego.
Pomimo faktu, że to było tak bardzo
nieodpowiednie wyciągnęła dłoń, by pogładzić go po policzku. Raniła siebie, ale
bardziej bolał ją fakt, że raniła jego.
If you
love every look
In your bright emerald eyes
In your bright emerald eyes
(c) tumblr
Akcja powoli się rozwija. Całkiem mnie to cieszy, bo nienawidzę pisać początkowych rozdziałów. Najchętniej zaczęłabym od środka. Ale to jedynie moje widzimisię. Kolejny rozdział 21. lutego. Mam nadzieję, że do tego czasu skończę nieszczęsną szóstkę. Po raz kolejny chciałabym podziękować mojej kochanej becie - jesteś wielka, misiu ♥
jezu jak ja to kocham *o*
OdpowiedzUsuńBoski ;3 informuj mnie na tt o nowych rozdziałach @kasia321103
OdpowiedzUsuńJakieś to takie wszystko mi się wydaje... dziecinne? Laska wychodzi za mąż, układa sobie życie, ale wie, że nie kocha Craiga... Wtf? Potem wrzeszczy na Harrego za telefon, potem się uśmiecha, nagle koleś stwierdza, że ją pojebało ze ślubem, potem sobie policzków dotykają.
OdpowiedzUsuńJa kompletnie się w tym nie odnajduję, ale to może taka data.
genialne
OdpowiedzUsuńzapraszam
http://fanfiction-harry-styles.blogspot.com/