layout by wanilijowa

piątek, 7 marca 2014

rozdział piąty | reason

But your words cut like knives
As you break my heart again this time
            Kilka dni po koncercie nadszedł pierwszy dzień nagrywania. Większość sztabu menadżerskiego była zdania, że uda im się zamknąć singiel w maksymalnie trzech sesjach nagraniowych, by później spokojnie przejść do obróbki i zająć się teledyskiem. Zarówno One Direction,  jak i Little Mix, pojawili się w studiu przed czasem, więc mieli chwilkę na rozmowę pomiędzy sobą. Zdążyli oni przed tłumem paparazzi gromadzących się na ulicy, a Cher prawdopodobnie nie będzie miała tyle szczęścia, wszystko przez swoje spóźnialstwo.
            Perrie postanowiła wykazać się dobra wolą i zrobić każdemu z zebranych kubek herbaty z miodem. Ani jedna osoba z towarzystwa nie uważała, że po tej sesji nagraniowej wszystko się skończy. Znając Cowella i jego zamiłowanie do perfekcji, na normalnych trzech próbach się nie zakończy.
            Obyło się bez zbędnych pytań, aczkolwiek chłopacy byli zaintrygowani, jak poszło spotkanie Stylesa i Lloyd. Dawno nie widzieli go takiego szczęśliwego. Gdyby było to fizycznie możliwe, to uśmiech sięgałby mu od prawego do lewego ucha, a przy tym rzucał swoimi głupi żarcikami, których podteksty rozumieli  tylko Horan i Malik. Cała reszta udawała, że są zabawne, żeby nie sprawiać mu przykrości. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że tylko Cher mogła uczynić Stylesa tak szczęśliwym, co jednocześnie było najlepszą, ale i najgorszą rzeczą na świecie.
            W końcu doszli do wniosku, że mogą zacząć rozgrzewać głosy, a Lloyd prędzej czy później do nich dołączy. W pomieszczeniu rozległ się dźwięk kilkunastu osób podśpiewujących ulubione piosenki. Wychodzili z założenia, że byli za starzy na głupie ćwiczenia, które serwowali im nauczyciele w X Factorze. Do pomieszczenia wpadła Perrie z dziesięcioma kubkami na wielkiej tacy. Niestety wciąż musieli czekać na Lloyd.
            Harry chwycił jedno z naczyń i upił kilka łyków. Ciecz była gorąca, aczkolwiek wcale mu to nie przeszkadzało. Wciąż kręcił się dookoła okna i czekał, aż Lloyd łaskawie raczy się pojawić.
            Zza chmur wypełzały nieśmiałe promyki słońca, oświetlając plac przed budynkiem, na którym zdążyła nagromadzić się całkiem spora liczba osób z wielkimi aparatami. Pogoda zaczęła się zmieniać, dając nadzieję na nowy początek. Jak na wrzesień pogoda była całkiem znośna, a i temperatura nie taka znowu niska. Kurtki mogły zostać w szafie, czekając na te dużo niższe.
            Kiedy pod budynek podjechał czarny van, Harry wiedział, że Cher musiała odbyć długą i męczącą rozmowę z Cowellem. Zazwyczaj przyjeżdżała żółtymi taksówkami. Z auta wysiadł najpierw  ochroniarz, a potem dziewczyna, odstrzelona jak szczur na otworzenie  kanału. Harry zastanawiał się, gdzie zniknęła ta dziewczyna w brzydkim dresie, toną makijażu i milionami par sztucznych rzęs. No i oczywiście w adidasach, bo trampki były tak bardzo nie w jej stylu. Zamiast tego widział dziewczynę w krótkiej bluzce, imitującej bluzę, która właściwie więcej odsłaniała, niż zasłaniała, czarnych dopasowanych rurkach i, co było najdziwniejsze, na wysokich obcasach. Oczywiście nie obyłoby się bez czarnej beanie, z którą ostatnimi czasy się nie rozstawała.
            W błysku fleszy i wśród krzyku fotoreporterów wpadła do budynku. Chwilę później jej świergotliwy głos rozległ się w pomieszczeniu.
            - I szlag trafił Nike’i – rzucił Zayn, powodując śmiech u wszystkich zebranych.
            Cher pomimo swoich niebotycznie wysokich butów, wciąż była najniższa z całego towarzystwa, a żeby spojrzeć któremukolwiek z chłopaków w oczy musiałaby zadzierać głowę. Nienawidziła swojego niskiego wzrostu z całego serca.
            W końcu zdjęła wielkie okulary i oczom zebranych ukazał się dość niecodzienny widok. Właściwie tylko Harry był w stanie dostrzec zmianę. Oczy Lloyd były lekko zapuchnięte i zaczerwienione przy kącikach. Warstwą makijażu chciała zatuszować cienie, które wciąż były lekko widoczne. Na usta przywdziała szeroki uśmiech i nikt nie widział, albo nie chciał widzieć jej stanu.
            Ona sama udawała, że wszystko było w porządku.
            - Witajcie moje gwiazdeczki! – krzyknął mężczyzna, wchodząc do studia.
            Savan Kotecha był odpowiedzialny za tekst singla, aczkolwiek do jego obowiązków zaliczało się także nagranie go i odpowiednia edycja tak, aby w kolejnym miesiącu mógł trafić do rozgłośni radiowych. Doskonale znał się na przełącznikach, regulacjach i całej maszynie, przez co Cowell nie miał żadnych wątpliwości kogo przydzielić do tej pracy. Przy okazji był jednym z bliższych przyjaciół Lloyd, a i chłopaków z One Direction.
            - Mam nadzieję, że wszystko jest okej. Perrie, Zayn. Zaczynacie – rzucił, umiejscawiając się w czarnym fotelu.
            Zaczął od przełączenia kilku czarnych przycisków, przez co konsoleta rozjarzyła się milionem światełek. Kluczykiem, który odczepił od telefonu odkręcił kolejną część. Kolejne przyciski i przełączniki to była tylko formalność. Savan doskonale wiedział, jak podkręcić te wszystkie malutkie przyciski, aby głosy tej dwójki do siebie pasowały. Poprosił o zaledwie dwie próby i już był gotowy do nagrywania. Kotecha był profesjonalistą, co udowadniał na każdym kroku.
            Ściany niewielkiego pomieszczenia, w którym znajdowali się Perrie i Zayn,  były obite czerwonym pluszem i sprawiało wrażenie całkiem przytulnego, jednak tej dwójce przysporzyło masę stresu. Wszystko szło dobrze do momentu, w którym Zayn za bardzo przeciągnął nutę i musieli powtarzać proces od nowa. Poziom adrenaliny nieznacznie się podniósł i wszystko posypało się jak domek z kart. Za drugim razem Perrie zgubiła się w tekście. Pomimo tego, że ich głosy świetnie ze sobą współgrały, to stres zrobił swoje. Za czwartym razem, kiedy popełnili kolejny błąd, Kotecha wściekł się i poprosił kolejną parę. Jego nerwy także były w strzępkach, bo sądził, że praca z tą grupą będzie przyjemnością i nie będzie skazany na ich twarze więcej razy niż to tak naprawdę konieczne.
            Z kolejnymi parami nie było lepiej, chociaż Jade i Louis dawali sobie radę. Lecz nie było na tyle dobrze, żeby producent zaakceptował ich część.
            W końcu kolejka doszła do Harry’ego i Cher, którym w przydziale przypadła ostatnia zwrotka, co było całkiem sprawiedliwe, zważając na skale głosów jakimi operowali.
            Pierwsze podejście było katastrofalne, a Cher o mało nie utraciła słuchu przez nieustawioną maszynę. Wciąż dzwoniło jej w uszach, kiedy Kotecha zapewnił, że tym razem wszystko będzie w porządku. Jednak drugi i trzeci wcale nie były lepsze od pierwszego, najpierw Harry zgubił tekst, a potem Cher zaczęła zbyt szybko. Savan zaczął się irytować, bo to znaczyłoby, że zmarnowali dwie godziny nagrywania.
            Jednak kiedy Harry dojrzał pokrzepiający uśmiech Cher, pomimo zmęczonego wzroku wiedział, że kolejny raz po prostu musiał być idealny. I taki był. Wszystko wypadło znakomicie, a mężczyzna siedzący za konsoletą o mało nie padł na kolana dziękując za tę dwójkę. Zakończyli piosenkę na wysokim c.
            Oboje opuścili pomieszczenie i uważnie przyglądali się producentowi. Ten przesłuchał jeszcze raz nagraną partię i z nieprzeniknionym wyrazem twarzy spojrzał na dwójkę. Napięcie rosło, aż w końcu Kotecha klasnął w dłonie i zdjął wielkie słuchawki z uszu.
            - Jesteście wolni, kukułki wy moje – zaświergotał, uśmiechając się od ucha do ucha. W jego wypadku to powiedzenie nabierało nowego znaczenia.        
            - Ale jak…
            - Jesteście wolni, jak ptaszki wypuszczone z klatki. Mam wasze partie. Jeśli będę was potrzebował to zadzwonię, aczkolwiek nie zamierzam tego robić. A reszta… do roboty.
            Szatynka była zaskoczona takim obrotem spraw, jednak oznaczało to tydzień wolności, który mogła wykorzystać w taki sposób w jaki tylko chciała. Życie czasami było piękne. Simon załatwił jej mieszkanie na South Kensington skąd miała niedaleko zarówno do Hyde Parku, jak i do głównej dzielnicy Kensington, w której znajdowały się najbardziej szykowne i popularne centra handlowe Londynu. Nie trudno się więc domyślić, że Cher była tym faktem zachwycona.
            - To bawcie się dobrze, misiaczki – powiedziała, chwytając czarną torebkę, i opuściła pomieszczenie. Stukot jej obcasów o drewniany parkiet był słyszalny jeszcze przez krótką chwilę.
            - Powinienem za nią iść? – spytał Styles, rozglądając się po zebranych.
            - TAK! – rzucili chórem, a większość z nich wzniosła oczy ku sufitowi.
            Horan wyszedł z założenia, że jego najlepszy przyjaciel to największy idiota, jaki stąpał po ziemi. Jednak chciał, żeby coś mu w życiu wyszło. Zasłużył na to. Najbardziej z całej piątki.
            Styles wypadł z pomieszczenia i biegiem rzucił się w stronę wyjścia z budynku. Miał jeszcze okazję złapać Cher zanim całkowicie zniknie. Musiał wyjaśnić kilka spraw, które siedziały w jego głowie i jedynie mąciły idealny obraz tamtego wieczoru.
            Wypadł z budynku z nadzieją, że jeszcze nie odjechała. I jego prośby zostały wysłuchane. Stała, oparta o jedną ze ścian z telefonem przy uchu.
            - Jasne. Odezwę się. Kocham cię – zdążył tylko usłyszeć krótkie pożegnanie.
            Wrzuciła telefon z powrotem do torebki i uśmiechnęła się w stronę Harry’ego. Ten jednak nie był przekonany co do szczerości tego gestu.
            - Wcale go nie kochasz – mruknął, wbijając dłonie w kieszenie spodni.
            Cała ta sytuacja to niczym popieprzona komedia romantyczna, w której dziewczyna i tak wracała do swojego narzeczonego. Żałował, że kiedykolwiek dał się w to wszystko wplątać.
            - Skąd to możesz wiedzieć, Harry?
            Wzruszył ramionami. Nie mógł bezpośrednio spojrzeć jej w oczy. Bał się, że jego serce tego nie zniesie. Przed nim stała jedyna dziewczyna, której w życiu pragnął, a ona należała do kogoś innego. Nie tak to wszystko zaplanował.
            - Bo wydaje mi się, że wciąż coś do mnie czujesz – odpowiedział pewniej, podnosząc przy tym wzrok.
            Szatynka nie odpowiedziała. Cisza była wystarczającym potwierdzeniem słów Stylesa.  Nie chciał żadnych wyznań. Chciał jedynie wiedzieć na czym stoi i czy jeszcze ma o co walczyć, bo nie mógł się poddać. Nie, kiedy miał ją na wyciągnięcie dłoni. Wszyscy powtarzali, że powinien zapomnieć. Dać spokój, bo w rzeczywistości rzeczy wyglądały znacznie gorzej niż w słowach rzuconych na wiatr.
            - Płakałaś – bardziej stwierdził aniżeli zapytał.
            - To nic takiego – odparła, odwracając wzrok. Dlaczego ten pieprzony transport nie przyjeżdżał?!
            - Cher…
            - Odpowiedź, że niezbyt dobrze spałam cię nie usatysfakcjonuje, prawda?
            - Zależy, w jakim kontekście użyjesz tego sformułowania – lokaty wyszczerzył się w nienaturalnym uśmiechu
            - Harry!
            Oboje parsknęli śmiechem, rozładowując napiętą atmosferę. Nie rozumieli, jak w jednej chwili mogło być tak źle, a w kolejnej mogło być wspaniale.
            - Pokłóciliśmy się. Nie padły zbyt miłe określenia. Ogólnie to… - westchnęła cicho, nagle poważniejąc. – Nie jest dobrze, a stojąc tutaj z tobą jedynie pogarszam, i tak już zaognioną, sytuację.
            Harry nie rozumiał. A może nie chciał zrozumieć. Wszystko jedno. Mogła to zakończyć, jednak tego nie robiła, pomimo beznadziejnego położenia. Pomimo tego, co wciąż do niego czuła. A jednak nie zrobiła tego, ani teraz, ani trzy lata wcześniej, kiedy to nagle zniknęła zostawiając go samego.
            - Dlaczego tego nie zakończysz?
            - Bo go kocham.
            - Kochasz?
            - Możesz wierzyć lub nie, ale kocham, jednak…
            - Nie w ten sposób, w który powinnaś.

If he's the reason that you're leaving me tonight
Spare me what you think and tell me a lie

(c) tumblr

Cóż... Pisanie idzie jak po grudzie, ale idzie. Rozdziały, które obecnie 'tworzę' są dużo ciekawsze. Przynajmniej ja tak uważam. Nie wiem, czy wiecie, ale 27. maja nadejdzie długo wyczekiwana (przeze mnie) premiera drugiego albumu studyjnego Cher Lloyd. Nie mogę się doczekać! 
Kolejny rozdział tak jak zawsze - za dwa tygodnie [21.03].
Chociaż... Kto wie :) 

4 komentarze:

  1. jakie genialne ! panei boze pisz dalej, pisz to szybciej bo nie wytrzymam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadrobiłam rozdziały chociaż powinnam teraz siedzieć z "Innym światem" Grudzińskiego i matmą, a niech cię diabli Corine :P Świetne opowiadanie, coś zwykłego i niezwykłego równocześnie. Chociaż czekam, aż bardziej się rozkręcisz, bo wiem, że stać cię na więcej, a to przecież dopiero początek historii :)
    [ill-be-another-mistake] [love-like-in-romance] [planned-by-nobody] [sila---umyslu] [emi--blogs] :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czeka na mnie systematyka i morfogeneza roślin, więc (NARESZCIE) wzięłam się za przeczytanie tego opowiadania. Oj, jaka ja niemądra byłam, nie znajdując chwili czasu na to!
    Podoba mi się! Oczywiście zachowanie bohaterów jest w niektórych sytuacjach nielogiczne i zaskakujące, ale jestem pewna, że w następnych rozdziałach będzie się wszystko wyjaśniało :D
    Cher to moje duszowe zwierzę. Wieczorem mogę warczeć na wszystkich i być zirytowana przez najmniejszą rzecz, a rano mogę tryskać humorem. Och, ile razy widziałam dezorientację na twarzach rodziny ♥
    Lubię, że dla wszystkich jest to tak naturalne i oczywiste, że oni są dla siebie stworzeni, a Harry i Cher komplikują sobie życie. Bo przecież nie można zadowolić wszystkich, trzeba wybierać mniejsze zło etcetera, etcetera. Więc powodzenia wam gołąbeczki i Corine i Wenie.
    Czekam na następny :D ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha, nareszcie przeczytałam.
    Więcej takich momentów Harry/Cher poproszę! :D Niech sobie w końcu wszystko powiedzą i wpadną sobie w objęcia, no weź ich pośpiesz!

    OdpowiedzUsuń