layout by wanilijowa

piątek, 2 maja 2014

ósmy | biggest weakness

can't deny that I want you
            Oczywiście nie obyłoby się, gdyby Cher nie opuściła mieszkania Stylesa z trzaskiem drzwiami. Czasem zastanawiała się jak to w ogóle możliwe, że kiedyś odnajdywali wspólny język, a teraz prawie każda rozmowa kończyła się kłótnią. Nie chciała tego. Nie chciała, żeby myślał o niej w sposób, w jaki ona sama o sobie myślała. Nie chciała, żeby w końcu ją znienawidził, choć uważała, że byłoby to znaczne ułatwienie dla obojga.
            Westchnęła, oglądając kolejną szmatkę na wystawie.  Była znudzona, a paparazzi i fani nie dawali jej spokoju. Wieści roznosiły się szybciej niż jej się wydawało. Miliony przypuszczeń, tyle samo sugestii i żadnej rzetelnej informacji. Ciężko było jej to wszystko tłumaczyć przed Craigiem, ale ufał jej na tyle, że wierzył w te kłamstwa które mu wciskała o ‘przyjaźni’ jej i Harry’ego. W końcu dlaczego miałaby kłamać?
            Właśnie. Dlaczego?
            Może dlatego, że doszło do czegoś, co powoli wymykało jej się spod kontroli. Była w stu procentach pewna, że to pociągnie za sobą wiele konsekwencji, ale cholera. Chciała tego. Chciała być obok Harry’ego bardziej niż ktokolwiek mógłby zdawać sobie z tego sprawę. Sposób w jaki mówił, poruszał się, czy nawet oddychał sprawiał, że Cher zapominała o tym, że czekał na nią narzeczony, któremu zapewniała miłość wiele razy. Głupie, puste słowa.
            Pokręciła głową i odwiesiła wieszak na swoje miejsce. W głowie pojawiało się miliony myśli, których nie potrafiła kontrolować. Chciała się ich pozbyć za wszelką cenę, ale one utkwiły. Nie potrafiła przestać. A może nie chciała?
            Zaczynała wariować.
            Powrót do mieszkania okraszony był kilkoma nieprzyjemnymi wydarzeniami. Paparazzi obsiedli ją z każdej strony, zadając pytania i oślepiając błyskami fleszy. W tym samym czasie telefon się urywał. Zacisnęła zęby i po dwudziestu minutach istnej męki dotarła z Soho do dzielnicy, którą zamieszkiwała. Wpadła do mieszkania i rozrzuciła torby, nie mając najmniejszej ochoty ich porządkować. Mogły sobie tak leżeć, w końcu nie miała zamiaru goszczenia kogokolwiek. I w tym momencie ponownie rozległ się dźwięk telefonu.
            Starała się go ignorować. Z całej swojej wolnej woli. Harry był niczym powracający e-mail, którego cały czas usuwała z głowy. To, co się działo pomiędzy dwójką mogłoby być idealnym scenariuszem dla serialu klasy B. Krążyli dookoła siebie, jednak żadne nie chciało wykonać kolejnego kroku. W obu przypadkach strach przejmował władzę nad zmysłami. Jednak jak wiele rodzajów miłości jest, tak tyle, a nawet więcej jest rodzajów strachu. Harry bał się, że dziewczyna go odtrąci. Że znowu będzie zmuszony cierpieć w samotności. A Cher bała się… Bała utraty tego wszystkiego, na co ciężko pracowała przez ostatnie lata. Widziała, jak Perrie radziła sobie z byciem z Zaynem. Były lepsze i gorsze chwile. Ona bała się tych gorszych.
            Przed nią stało kilkanaście nierozpakowanych toreb. Nie miała siły na nie patrzeć, a co dopiero ich rozpakowywać. Jedynie z jednej torby, znajdującej się tuż przy jej stopie, chwyciła czerwoną flanelę i narzuciła na plecy. Musiała podzielić się swoimi przemyśleniami z kimś, kto by jej wysłuchał; spróbował w pokręcony sposób zrozumieć. A na świecie znajdowała się tylko jedna taka osoba, z którą bez obaw mogła podzielić się obawami, a która nie będzie jej oceniać, a spróbuje zrozumieć. Jedyny przyjaciel.
            Z brązowej torebki wygrzebała portfel i nowiutki telefon, który nie posiadał nawet jednej ryski. Cher dbała o niego jak o największy skarb. Obudowa w kwiatki nadawała mu swoistego wyrazu. Machinalnie napisała krótkiego smsa i nie spoglądając na ekran wysłała do pierwszej osoby znajdującej się pod literą ‘H’. Jednak zapomniała o jednym, drobnym szczególe.
            Że Horan na pewno nie był na niej pierwszy.

xxx

            Pojawiła się na miejscu przed umówioną godziną, co było dla niej samej wielkim zaskoczeniem. Usadowiła się w kącie, gdzie miała widok na wszystko i wszystkich, a sama nie była obserwowana. Przed nią stał kufel wypełniony bursztynowym płynem. Miała ochotę go opróżnić, ale wolała z tym poczekać na chłopaka. Znowu będzie narzekał, że upija się bez niego.
            Po raz setny tego dnia usłyszała dzwonek telefonu. Przestając zwracać uwagę na to, co działo się w barze sięgnęła po urządzenie, by po raz kolejny odrzucić połączenie głosowe od Harry’ego. Nie poddawał się tak łatwo. I to równocześnie była najbardziej irytująca ale i najbardziej kochana cecha chłopaka.
            Kolejne rzeczy działy się zbyt szybko, by jej umysł mógł to ogarnąć. Nie zobaczyła przed sobą Horana, a ostatnią osobę, którą spodziewała się ujrzeć.
            - Harry?! – jęknęła przerażona, kiedy ten posłał jej jeden ze swoich cwaniackich uśmieszków. – Co ty tutaj robisz?!
            - Napisałaś do mnie…
            - Napisałam do… Cholera jasna – mruknęła, uderzając się z otwartej dłoni w czoło. To było oczywiste, że Styles był na tej liście przed Niallem. Dlaczego nie pomyślała o tym wcześniej.
            - Więc o czym chciałaś tak pilnie porozmawiać z Niallem? – syknął, pochylając się w jej stronę. Jego zielone oczy ściemniały, a spojrzenie sprawiało, że po plecach Cher przebiegł pojedynczy dreszcz. 
            - Przestań – szepnęła.
            Czasem Harry potrafił być naprawdę przerażający. Jego spojrzenie przeszywało na skroś, nie pozostawiając w tobie nic do ukrycia. A w następnej chwili potrafił być troskliwym chłopakiem, którego spojrzenie ukazywało troskę. Tym razem było inaczej. Spojrzenie, którym ją obdarowywał nie traciło na intensywności, a wręcz przeciwnie. Próbowała uciec, wszystko było lepsze od tego poczucia winy, które na stałe się w niej zagnieździło.
            - Spójrz na mnie, Lloyd.
            - Harry, to jest nielogiczne. To w ogóle nigdy nie powinno mieć miejsca i cholernie dobrze o tym wiesz – rzuciła w odpowiedzi, zmuszając się do odwrócenia się w jego stronę.
            - Cher, ale to się wydarzyło. Nie cofniesz czasu. Teraz masz zamiar mnie ignorować jak przez ten cholerny rok? Nigdy nie zrozumiałem twojej decyzji, ale ją uszanowałem i dałem sobie spokój…
            Szatynka westchnęła. To nie była prawda. Harry nigdy nie dał sobie spokoju. Okłamywał ją i samego siebie. To, co pomiędzy nimi było wciąż trwało, pomimo iż żadne z nich tego nie chciało i próbowało od siebie odrzucić.
            - Harry, spróbuj mnie zrozumieć. Chociaż ten jeden, pieprzony raz. Nie zrobiłam tego, żeby w jakikolwiek cię zranić. Nie zrobiłam tego, bo jestem jakąś pieprzoną masochistką i doskonale o tym wiesz. Zrobiłam to bo chciałam być sobą! Sobą. Cher Lloyd. Nie dziewczyną tego Harry’ego Stylesa – wyrzucała z siebie kolejne słowa ze złością, jednak starała się nie stracić panowania nad sobą. Nie chciała zwracać jeszcze większej uwagi.
            Wtedy wszystko stało się jasne. Harry zrozumiał, dlaczego za wszelką cenę próbowała unikać kontaktu z nim, czy nawet z Niallem. Zrozumiał, dlaczego jej narzeczony to fryzjer. Zrozumiał, dlaczego zawsze rozglądała się, kiedy była z nim. Nawet w tym momencie zwracała większą uwagę na to, czy ktoś im się przygląda niż na niego.
            - Czyli mam rozumieć, że kariera jest dla ciebie ważniejsza niż to, co czuję?
            Dokładnie w tym momencie coś w niej pękło. Słowa tnące niczym nóż, a tak bardzo prawdziwe i bolesne. Łzy pojawiły się w kącikach oczu, by spłynąć po policzku wraz z drogim tuszem. Nie wiedziała, w którym momencie cel stał się najważniejszy. W którym momencie kariera stała się punktem zaczepnym. Jednak kochała to, co robiła i nie zamieniłaby tego na nic innego.
            Strach przed porażką i złamanym sercem także odegrał swoje. Nie raz widziała, jak idealne związki się rozpadały przez zwyczajne plotki. Powoli podkopywali zaufanie, aż w końcu udawało im się zburzyć to, co miało być trwałe.
             To szaleństwo, ale taki był właśnie show-biznes.
            - Przepraszam. Jestem najbardziej popieprzoną osobą na świecie – wyjąkała pomiędzy kolejnymi napadami łez, utykających w gardle.
            Harry przytaknął. Nie wiedział, co miał o tym wszystkim myśleć, aczkolwiek nie umiał postawić się w jej sytuacji. Od kiedy zaistniało One Direction,  wszystko było podane niczym na srebrnej tacy. Cher walczyła z wytwórnią o samodzielność, kiedy oni wydawali kolejne albumy. Ona dawała kolejne radiowe trasy, by wywalczyć publiczność, kiedy do nich przychodziła sama. To był plus posiadania w zespole pięciu chłopaków z ładnymi twarzami.
            Dziewczyna nie odezwała się słowem. Dokończyła piwo i cicho westchnęła. Cisza, która zapadła stała się niezręczna, a żadne nie wiedziało, co powiedzieć, jak się zachować, żeby przerwać to milczenie.
            - Wiesz… Tak myślę, że udało by nam się to rozgryźć. Gdybyś tylko… - zaczął nieśmiało Styles.
            - Gdybym tylko odwołała ślub, to chciałeś powiedzieć, prawda? – zaśmiała się gorzko, ocierając łzy w kącikach oczu.
            Przytaknął, a na usta przybłąkał mu się głupawy uśmiech. Chwilę później oboje śmiali się z siebie nawzajem. Atmosfera zelżała i mogli odetchnąć. W barze unosił się zapach piwa, pomieszanego z nieprzyjemnym zapachem starego oleju po frytkach.
            - Wynosimy się stąd? Nie mam ochoty na kolejne piwo – mruknęła Lloyd, zostawiając na stoliku dwa funty za napój.
            Może i nie była pewna, co do tego wszystkiego co się działo. Może chciała się wycofać zanim będzie za późno. Ale wiedziała jedno, że tkwili w tym razem. I że z każdym uśmiechem rozkochiwał ją w sobie coraz bardziej.

xxx

            - A pamiętasz, jak z Niallem postanowiliście rozpętać wielką bitwę na jedzenie? – parsknął Harry, odchylając się do tyłu.
            W Londynie było jedno takie miejsce. Miejsce, w którym nikt nie mógł im przeszkodzić. Miejsce, w którym mogli obserwować tętniące życiem miasto, będąc jednocześnie niezauważalni. Przychodzili w dokładnie w to samo miejsce mając siedemnaście lat i wielkie plany. Wtedy wszystko wydawało się znacznie prostsze.
            - Tak, Simon posądził nas o zdemolowanie mieszkania – rzuciła Lloyd, krztusząc się ze śmiechu.
            Pamiętała to wszystko, jakby zdarzyło się wczoraj. Minę Simona, kiedy wszedł do mieszkania, które było w opłakanym stanie, a oni sami zwijali się ze śmiechu. Myśleli, że Cowell wyjdzie z siebie i stanie obok. Ostatecznie skończyło się na upomnieniu, jednak Cher nie mogła wyrzucić tego obrazu z głowy. Było to jedno z najmilszych wspomnień z tamtego czasu. Nie miała ich za wiele, ale nie zamieniłaby tych, które miała na żadne inne.
            - A pamiętasz tamten dzień przed finałem? – tym razem ona spytała, przybierając nieco poważniejszy ton.
            Harry uśmiechnął się do sytuacji, która stanęła mu przed oczami. Wszystko zdawało się być dużo prostsze. Nikt nie dbał o fotografów i zdawali się mieć więcej radości z bycia na scenie i samej muzyki.
            - Powiedziałaś mi, że jeśli odpadniesz mamy to wygrać za wszelką cenę.
            Doskonale pamiętał. Pamiętał, jak go całowała. Jak prosiła, żeby to wygrali. Wszystko zdawało się być takie dziecinne i naiwne. Jednak tacy byli. A potem to wszystko się posypało. Nigdy nie chciał tego przyznać, ale Cher była jego największą słabością.
            I w tym momencie, kiedy nieśmiało sięgała po jego rękę, posyłając ciepły uśmiech, zdawał się być taki bardzo na miejscu. Jak nigdy wcześniej.
I feel like I’m a hopeless romantic
I can’t help falling in love with you.


(c) tumblr

Jak obiecałam, tak jest - ósmy rozdział. Chcę wam podziękować, że dotarliście aż tutaj, bo ja osobiście dałabym sobie spokój po dwóch rozdziałach, ale mniejsza. Kolejne rozdziały będą pojawiać się mniej lub bardziej regularnie (sprawdzajcie zakładkę z ogłoszeniami, tam zawsze pojawi się data, w której rozdział powinien być opublikowany). 
Nie rozdrabniam się więcej, życzę miłego wieczoru :) x

PS. Jeśli nie wiecie - Cher Lloyd wypuściła nowy teledysk, który możecie obejrzeć tutaj. Z czystym sumieniem mogę was zapewnić, że Lloyd odwaliła kawał dobrej roboty :).